Pogromczyni Wszelkich Tematów
Skończyłam czytać Dziewiętnaście minut.
To na pewno jedna z lepszych książek jakie czytałam. Ale nie najlepszych.
Niby tematyka godna uwagi. Główny bohater, Peter, jest w szkole wyrzutkiem. Codziennie jest maltretowany przez innych uczniów, głównie przez elitę. Pewnego razu Peter nie wytrzymuje, przychodzi do szkoły z bronią... I zostaje oskarżony o zabicie i zranienie wielu dzieci. Całe życie w małym miasteczku Sterling nagle wywraca się do góry nogami. Rodzice poszkodowanych, sędzia Cormier - matka jednej z bohaterek, oraz rodzice Petera, których życie zamieniło się w piekło.
Gdy poznałam trochę faktów, od początku byłam za uniewinnieniem Petera, mimo, że dopuścił się wielokrotnego morderstwa. Bardzo mu współczułam. Nie mogłam czytać tych opisów znęcania się nad nim. Bez powodu! Dlatego, że był bardzo wrażliwy? Że miał swój własny świat? Że nie przyjaźnił się z najpopularniejszymi dzieciakami w szkole? Za to właśnie dostawał. A dorośli pozostawali ślepi na jego cierpienia.
W książce opisane jest całe życie Petera, od narodzin aż do rozprawy (która ciągnęła się przez około 100 stron) i wyroku... Jak się to zakończyło? Polecam przeczytać książkę. Jodi ma naprawdę talent do opisywania takich historii. Ale wystarczy zerknąć do podziękowań znajdujących się na końcu książki i zauważyć, jak długo autorka przygotowywała się do napisania tej opowieści... Z iloma sędziami, prokuratorami, adwokatami, psychiatrami rozmawiała żeby jej opis był jak najbardziej profesjonalny. Włożyła w to sporo pracy i za to między innymi należą się brawa.
Ale Bez mojej zgody była ciut lepsza. Chyba jedyne czego mi brakowało w Dziewiętnastu minutach to wyrazistego charakteru. Brakowało mi Campbella Alexandra. Niby tutaj jego odpowiednikiem był Jordan McAfee, który oczywiście też powalał swoją mową w sądzie ale... nie ujął mnie. Nie było żadnego bohatera, który by mnie zafascynował, co uwielbiam gdy tak się dzieje. A wręcz przeciwnie, miejscami niektórzy nawet mnie denerwowali.
Tak więc mimo, że książka bardzo mi się podobała, nie wkroczy do grona moich ulubionych. Jest książką świetną, ale nie rewelacyjną. Prze tą jedną rzecz. Jedną choć dla mnie dość istotną.
Offline
Dżoszorozkminiacz
Ja jestem po dwóch Kingach - postanowiłam przetestować tę legendę gatunku - i powiem, że obie zrobiły na mnie duże wrażenie. Format z rzędu tomisk, po około 1000 stron, a, cóż, ja lubię takie książki. Pod Kopułą przeczytałam pierwszą. Wciągnęła mnie od pierwszych stron i choć był wątek, który trochę przynudzał, to jednak nie był niepotrzebny, dlatego łatwo wybaczyłam przeskoczenie w sumie z 30 stron na rzecz pozostałych dziewięciuset. I tutaj ciekawostka, bo choć w UFO i inne takie rzeczy, w stylu lalki Chucky itp. nie za bardzo wierzę, tak King ma talent do wpisywania w jak najbardziej realny świat czegoś, co przeczytane u kogoś innego wywołałoby u mnie bardziej śmiech, niż strach. Straaaszna była zaś bardziej Ręka Mistrza, choć cóż, nie określiłabym jej ogólnie jako straszną literaturę. Połączenie realnego świata, tajemnicy, czegoś magicznego i tragicznego wypadku (wpadnięcia pod dźwig) zwykłego człowieka, który straciwszy w nim prawą rękę nie może poradzić sobie z życiem. Akcja toczy sie na jednej z wysp na Florydzie i w sumie pierwsze 100 stron musiałam pamiętać o tym, że coś się rozwinie. Zazwyczaj źle wróżę książkom, do których muszę wracać, ale w sumie tej poszło świetnie. Po przekroczeniu magicznej granicy, kiedy coś się w końcu zaczyna dziać, kartki przelatują jak za dotknięciem magicznej różdżki. DO tego stopnia, że choć zmęczona jak 150 po całodziennej podróży, przesiedziałam do 4, żeby skończyć ją czytać w jeden dzien. Bo sen, w tym momencie, był dla mnie marnotrawstwem. Lubię ten efekt. Wywołują go naprawdę dobre książki.
Pomijając Trylogię Sienkiewicza i Trans Atlantyk Gombrowicza, co mam zadane jako pańszczyzne na wakacje - a jeszcze nie ruszone - to po drodze strzeliłam sobie jakiś romans Nory Roberts, który wyciszył uspokoił i może wywołał lekkie ziewnięcie, potem była Cyfrowa Twierdza Dana Browna, która przyciągnęła, złapała i zostało połknięta w wieczór. A teraz pod rękę ciśnie mi się Komu bije dzwon Hemingway'a i choć baaaaaaaardzo mnie ciągnie - podjadłam już kilka stron - to wzrok mojej doprawdy upiornej - to słowo dobrze mi się kojarzy - więc bardziej potwornej polonistki wierci mi dziurę w brzuchu. Jeszcze wakacje, a już obowiązki wzywają.
Offline
Dżoszorozkminiacz
Widzę Aniu, że u Ciebie poloniści też szaleją:D Też ponoć miałam lektury na wakacje- ponoć, bo zawsze dowiadywałam się o tym któregoś września albo programowo nie czytałam- bo w końcu tyle innych rzeczy jest ciekawszych w bibliotece... A lekturki mogą poczekać na rok szkolny:P
Wracając do głównego tematu- ja jestem przy "Podróżach z Herodotem" Kapuścińskiego. Autor ostatnio popularny, ale nie przereklamowany (też rzadkość). Wciągające- spojrzenie na dużo różnych kultur plus smaczki z Herodota, czyli Starożytność. Mniam, mniam:P
Przeczytałam też "Śniadanie mistrzów" Kurta Vonneguta. Autor generalnie o ciekawym podejściu. Wszystkie wady Ameryki w jednej książce podane w sposób realistyczno-fantastyczny, plus świetny pomysł z ingerencją autora książki w jej przebieg (autor z kolei wymyślony, choć może ma coś z Vonneguta:)). I egzemplarz z ilustracjami pisarza:) Pewien minus to dużo opisów z uwzględnieniem rozmiarów męskiej części ciała, ale oprócz tego mogę powiedzieć, że nie żałuję czasu spędzonego nad książką. Słyszałam też, iż "Śniadanie..." należy do tych pozycji, które przeczytać należy, by wiedzieć, co tak naprawdę w literaturze jest dobre;) Oceńcie sami/ same, czy Wam to pasuje i czy coś da;D
Offline
Dżoszorozkminiacz
HeroConstantine napisał:
Przeczytałam też "Śniadanie mistrzów" Kurta Vonneguta. Autor generalnie o ciekawym podejściu. Wszystkie wady Ameryki w jednej książce podane w sposób realistyczno-fantastyczny, plus świetny pomysł z ingerencją autora książki w jej przebieg (autor z kolei wymyślony, choć może ma coś z Vonneguta:)). I egzemplarz z ilustracjami pisarza:) Pewien minus to dużo opisów z uwzględnieniem rozmiarów męskiej części ciała, ale oprócz tego mogę powiedzieć, że nie żałuję czasu spędzonego nad książką. Słyszałam też, iż "Śniadanie..." należy do tych pozycji, które przeczytać należy, by wiedzieć, co tak naprawdę w literaturze jest dobre;) Oceńcie sami/ same, czy Wam to pasuje i czy coś da;D
No i mnie skusiłaś ^^
Offline
Gość z zewnątrz
Zaczęłam "Ukraińskiego Kochanka" Stanisława Srokowskiego
Offline
Dżoszorozkminiacz
Ja właściwie skończyłam Śpiąc w płomieniach Jonathana Carolla. I doszłam do wniosku, że to mój ulubiony pisarz. Choć uwielbiam grube książki, cienkich prawie nie cenie, to ten Geniusz w 250stronach tworzy takie Dzieło, że potem miesiącami o nim myślę. Polecam Krainę Chichów i Dziecko na niebie. A właściwie nawet wszystkie jego pozycje (:
Offline
Zarażony Dżospą
Ja chyba wyrosłam z Carolla, albo inaczej - za późno się za niego wzięłam. Lubię, ale mnie męczy.
Offline
Wstępna faza Grobanizmu
Ja ostatnimi czasy chyba naprawdę dojrzałam do poezji, za którą dawniej nie przepadałam. Zaczytuję się teraz w wierszach Rilkego i Eliota, możne podzielę się z Wami fragmentami, które mnie osobiście bardzo poruszają.
Rilke:
"Czy przypadamy
do smaku wszechświatom, w których nikniemy? Czy aniołowie
przechwytują to tylko, co z nich jest, naprawdę, czy może
jakby z niedopatrzenia na w tym niekiedy swój udział
cząstka naszego bytu? Czyli jesteś tylko
tyle wmieszani w ich rysy, ile niepokój w twarze
brzemiennych kobiet? Nie widzą tego w chaosie
powrotu do siebie. (Jakże mieliby dostrzec)."
Eliot:
"Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień. Wywodzi
Z nieżywej ziemi łodygi bzu, miesza
Pamięć i pożądanie, podnieca
Gnuśne korzenie sypiąc ciepły deszcz.
Zima nas otulała i kryła
Ziemię śniegiem łaskawym, karmiła
Maleńkie życie strawą suchych kłączy."
"Kim jest ten trzeci, który zawsze idzie obok ciebie?
Gdy liczę nas, jesteśmy tylko ty i ja
Lecz gdy spoglądam przed siebie w biel drogi
Zawsze ktoś jeszcze idzie obok ciebie,
Stąpa spowity płaszczem brunatnym, w kapturze
Nie wiem czy jest to kobieta czy mąż
- Kim jest ten, który idzie po twej drugiej stronie?"
To tylko krótkie fragmenty z ich utworów. Uważam, że ta poezja ogólnie jest trudna, nie wszystko zawsze rozumiem, nie wszystkie teksty mi się podobają, ale są takie, które poruszają odpowiednie struny mojego człowieczeństwa, rozstrajają serce. Polecam
Offline
a ja czytam obecnie 2 książki..
w telefonie czytam T. Goodkind - miecz prawdy
a na komputerze H. Coben - w głębi lasu..
Offline
Ja ostatnio skończyłam książkę 'Hiszpański smyczek' i teraz nie mam co czytać, bo obie biblioteki mi zamknęli Może dokończę wreszcie 5 część 'Pamiętników Wampirów', bo jakoś nie umiałam przez nią przebrnąć
Offline
to ściagnij sobie e-booki na kompa.. ja tez czytam ksiazki harlana cobena na kompie bo te co są w bibliotece to już znam..
Offline
Pogromczyni Wszelkich Tematów
Edyto, jakie są Pamiętniki Wampirów, warto się za nie zabierać? Oglądam teraz serial i myślałam o książce.
Offline
Jagoda, mam tak właśnie 'Pamiętniki Wampirów', ale w poniedziałek wyjeżdżam i nie zabieram ze sobą laptopa, więc potrzebuję ksiązki takiej... namacalnej
Czy są fajne? Hmm... Początek, czy pierwsze dwie-trzy części bardzo mi się podobały, ale potem zaczęło się robić nudne jak flaki z olejem. Nie mogę napisać, od którego momenty, bo nie chcę zdradzać fabuły, która jest inna niż w serialu, ale mogę powiedzieć, że od pewnego zdarzenia z Eleną Ale podobno 7 i 8 część są świetne.
btw, rzadko kto zwraca się do mnie 'Edyto' i już się odzwyczaiłam na tyle, że na początku nie sczaiłam, że mówisz do mnie
Ostatnio edytowany przez simi (9-8-2011 11:24:57)
Offline
Pogromczyni Wszelkich Tematów
Haha, a jak mam się zwracać?
Spróbuję ściągnąć e-booka.
Offline
Powolny działacz
Ja "Pamiętniki..." czytałam chyba 5 części całe i szóstą zaczęłam i ogólnie dużo różni się od serialu i stwierdzam jednak z przykrością (co mi się rzadko zdarza), że jednak wolę serial...
Offline